niedziela, 30 października 2016

Żałoba

Ostatnia szklanka. Obydwie butelki już puste. Ostatnia po raz tysięczny. Ostatnia raz na tydzień, raz na dzień, raz na popołudnie. Szklanki są legalne. Choć brown działałby lepiej. Dużo lepiej. Lecz strach. Jego oczy, dwie przepaście kiedy siedział u jej stóp. A później ból. Jeden, drugi, milionowy... Opustoszały brzuch. I strach. Rodzina boli. Mężczyzna boli. Kobieta boli. Dziecko boli. Boli kot. I boli pies. A w kuchni spokój. Rozpiąć ciało na ze stali chirurgicznej rusztowaniu. I przeciąć na pół jednym, szybkim ruchem samurajskiego miecza. I wypluć cały ten ból. Nie ma rusztowania. Nie ma miecza. Więc balkon. Lub dach. Daleko za nisko. Za blisko za wysoko. Tak bardzo nieestetycznie. Strach przed zamknięciem oczu. We śnie nie ma kontroli. Bez kontroli strachy zamieniają się w demony. Własnego umysłu. Zdjąć głowę. Zanurzyć we wrzątku. Ugotować demony. Zedrzeć skórę. Zanurzyć w chloraminie. Usunąć brud pamięci. Zeskrobać nos. Wyrzucić do śmieci i nigdy już nie czuć żadnego zapachu. Nie prowokować hipokampu. Zalać uszy betonem. Niech nie słyszą dźwięku gitary, basu i bębnów. Wyrwać język. Niech nie tęskni za innymi językami. Nie wydźwięczy tego, co nie-nazwane. Oczy wyłyżeczkować. Niech nie szukają porozumienia innych oczu. A serce do lodówki. Gdy wokół same truchła, po co ma się kurczyć i rozprężać. Każdy cierpi tak samo. Choć każdemu wydaje się, że jest tak niesłychanie niepowtarzalny. Wszystkie historie są jednakowe. Choć każdej wydaje się, że jest tak ogromnie oryginalna. Chmury na czarnym niebie i nawet jeśli śmierć będzie wróżbą. Ale śmierć? Gdy umrze czy gdy żyje? Wywlec wnętrzności i przykleić do ściany klejem kropelka. Opuszczeni w pół drogi. Zdradzeni i porzuceni. Obsikani przez bezdomne psy. Poszarpani przez piwniczne szczury. Potrąceni przez pijanych kierowców. Zdeptani przez panie w kapeluszach i panów z aktówkami. Popękani. Nadwerężeni. Strach przed dotykiem. Strach przed spojrzeniem. Zbyt głośny śmiech. Zbyt głośne słowa. Zbyt szerokie gesty. Byle nie było widać. Coraz szeptem. Bardzo boli. Bardzo chcieć . Bardzo strach. Rodzina boli. Omijać z daleka. Nie naruszyć przestrzeni. Podglądać. Spoglądać. Zaglądać. I zobaczyć. Choć widać nic. Pusto tu tak. Cicho tu tak choć muzyka na cały regulator. Wątroba mówi stanowcze nie. Niegrzeczne melodie. Z gardła wychylają swoje niecierpliwe języki prasmutne jaszczury. I jeszcze raz. I jeszcze dalej. I jeszcze głębiej. Bo głębiej się nie da. Więc głębiej. Następna dziura w mózgu. Organizm sam wie co dla niego najlepsze. Społeczeństwo nie powinno mieć prawa ingerowania w chorobę. Jednym dane jest zdrowie. Innym dany jest obłęd. Tańczyć do utraty tchu. Śpiewać do utraty głosu. Grać do krwi. Walić głową w ścianę. Oblizywać krew z warg. Nie uśmiechać się na zawołanie. Płakać na ulicy. Najgorsi z najgorszych. Nikt spoza kręgu nie usatysfakcjonuje. Krąg kurczy się kilka razy do roku. Nie... nie teraz... teraz niech tu zostanie, niech nie odchodzi, nie teraz, rozumiesz, nie teraz i nie jutro ani za 38762 dni. Nie ma czasu na umieranie. Nie ma siły na życie. Kostucha cieplejsza niż najcieplejsze dłonie menedżera. Wszystko przemija. Rzucony sępom na pożarcie. Jak nakazuje tradycja. Żar reflektorów. Strużka potu spływająca śmiało po plecach. Ekstaza. Katharsis. A wszystko na siłę. Bo głowa musi być wysoko. Opadnięta niczym wczorajszy mlecz wywołuje torsje daleko najbliższych. Kopniak w dupę. Strach. Pion. Strach. Pion w strachu ile jest wart. I kto tu kogo oszukuje. Wyrzuceni na ten świat wbrew własnej woli. Lojalni do szpiku kości. Nikomu niepotrzebnych kilkoro bohateiros. A czyja to twarz? Tak, ta na drugiej półce... no ta, ta... naprzeciwko pani dłoni... A, nie wie pani... A ile kosztuje? Acha... No cóż... Może kiedyś... Do widzenia... Szklana szyba. Pancerne pleksi. Byle czuć nic. Bo czuć to boli. A boleć już za dużo. Obwąchiwanie z daleka. Na blisko może kiedyś. Może jakoś. Może nigdy. A może powoli. Niech nie boli. Niech nie czuje. Starość cię obdarzy garbem. Na nic zda się moc potężna. Światłość nie oślepi. Desperacja uratuje. A brzuch niech pusty pozostanie. Bo nie ma prawdy ani kłamstwa. Jest strach. I ból jest. Niezgoda na porządek. Bunt przeciwko funkcjonowaniu. Ostatni łyk z ostatniej szklanki. Teraz już tylko zmiażdżyć ją w dłoni i zjeść. Na pohybel porywom kulawego serca.




czwartek, 27 października 2016

Good Bye

Nie wiem dlaczego po angielsku. Tak się poskładało. Tak może mniej bolało. Sposób na dystans. To była pierwsza i ostatnia śmierć, która zrobiła na mnie takie wrażenie. Ciekawe co będzie w kolejnym życiu... /tłumaczenie poniżej/


Good Bye

Born in the Winter
Died in the Fall
We fall in love
In the early spring
Summer was crazy
Fulfilling dreams
Music has made us
Siamese twins

Sights full of suffer
Miscarried sounds
Telling the stories
Of our previous lives
Why have you gone
And where are you now
I feel so lonely
So empty inside

There is no show
Nothing’s going on
Scraps of my hope
Drown in a swamp
Sky’s only grey
Smiles’ never pure
Words now mean nothing
‘cause there’s no you

Good bye good nite farwell sleep well
Pain in my vains boold in my eyes
Good bye good nite farwell sleep well
I won’t survive, neither stay alive
Good bye good nite farwell sleep well
Pain in my vains boold in my eyes
Good bye good nite farwell sleep well
I won’t survive, neither stay alive
Good bye good nite farwell sleep well
Pain in my vains boold in my eyes
Good bye good nite farwell sleep well
I won’t survive, neither stay alive
Good bye good nite farwell sleep well
Pain in my vains boold in my eyes
Good bye good nite farwell sleep well

I won’t survive, neither stay alive


do widzenia

urodzeni zimą
odeszliśmy jesienią
zakochaliśmy się w sobie
wczesną wiosną
lato było szalone
spełniały się sny
zjednoczeni w muzyce
syjamskie bliźnięta

spojrzenia pełnie cierpienia
poronione dźwięki
opowiadają historie
naszych dawnych źyć
dlaczego odszedłeś?
i gdzie teraz jesteś?
czuję wielką samotność
i pustkę gdzieś wewnątrz

nie ma żadnego show
nic nie musi trwać
skrawki nadziei
utonęły w bagnie
niebo jest zawsze szare
uśmiechy nigdy szczere
słowa znaczą nic
bo nie ma ciebie

do widzenia, dobranoc, żegnaj, śpij spokojnie
ból w moich żyłach, krew w moich oczach
do widzenia, dobranoc, żegnaj, śpij spokojnie
nie przetrwam, i nie zostanę żywa
do widzenia, dobranoc, żegnaj, śpij spokojnie
ból w moich żyłach, krew w moich oczach
do widzenia, dobranoc, żegnaj, śpij spokojnie
nie przetrwam, i nie zostanę żywa
do widzenia, dobranoc, żegnaj, śpij spokojnie
ból w moich żyłach, krew w moich oczach
do widzenia, dobranoc, żegnaj, śpij spokojnie
nie przetrwam, i nie zostanę żywa
do widzenia, dobranoc, żegnaj, śpij spokojnie
ból w moich żyłach, krew w moich oczach
do widzenia, dobranoc, żegnaj, śpij spokojnie

nie przetrwam, i nie zostanę żywa




wtorek, 25 października 2016

swing

/tłumaczenie poniżej/

swing

swing, swing back and forward
swing, swing up and down

broken dreams
they never
come true

just a shot of red wine with coke
just a shot of your face in my eyes

swing, swing back and forward
swing, swing up and down

raped hearts
they never look straight
into your eyes

just a shot of a dream of no future
just a shot just give me just a shot
in my back

swing, swing back and forward
swing, swing up and down

broken dreams
they never
come true

just a shot of red wine with coke
just a shot of your face in my eyes

swing, swing back and forward
swing, swing up and down

raped hearts
they never look straight
into your eyes

just a shot of a dream of no future
just a shot just give me just a shot

in my back


huśtawka

w przód i w tył
w górę i w dół

złamane marzenia
nigdy się nie spełniają

jeden strzał wina z colą
jeden strzał obrazu twojej twarzy w moich oczach

w przód i w tył
w górę i w dół

zgwałcone serca
nigdy nie patrzą prosto
w oczy

strzał ze snu bez przyszłości
jeden strzał, strzel raz
w moje plecy

w przód i w tył
w górę i w dół

złamane marzenia
nigdy się nie spełniają

jeden strzał wina z colą
jeden strzał obrazu twojej twarzy w moich oczach

w przód i w tył
w górę i w dół

zgwałcone serca
nigdy nie patrzą prosto
w oczy

strzał ze snu bez przyszłości
jeden strzał, strzel raz
w moje plecy




poniedziałek, 24 października 2016

Cheyenne

S. był artystą. W pełnym tego słowa znaczeniu. Robił muzykę. Pisał wiersze. Malował obrazy. Czarował jak mało kto. Z pewnością wyprzedził swoje czasy. Odszedł prawie zapomniany. Teraz w zasadzie można powiedzieć, że jest zapomniany. Nawet w środowisku, w którym się obracał mało się o nim mówi. Zakochałam się w nim w 1991 roku. Choć znałam go wcześniej. Ale wtedy spędziliśmy ze sobą sporo czasu po prostu rozmawiając. A on czarował jak mało kto. Spotykaliśmy niemal do jego śmierci. Nie mogliśmy być razem. Obydwoje o tym wiedzieliśmy. Ale nie mogliśmy się nie spotykać czasami. Był dla mnie inspiracją. Był zatraceniem. Dzięki niemu napisałam bardzo dużo, też kolorowych tekstów. Ale w tym zestawieniu są tylko te smutne... związane z jego przejściem na drugą stronę cienia...

Cheyenne

zdradą i hańbą
serca nasze zranione
zdradą i hańbą
miłości przetrącone
lecz podnieść się trzeba
ostatni raz. choć raz
więc podnieść się czas.
i iść
            najgorsi z najgorszych
            here we come
            choć tak bardzo
            nienawidzi nas ten świat

dziecka twarzą
znienacka olśnieni
głazu radością
muzyki uniesieniem
słońce nad Żoli
ostatni raz. choć nie raz
więc podnieść się czas
i iść
najgorsi z najgorszych
            here we come
            choć tak bardzo
            nienawidzi nas ten świat

wiem, że tu jesteś
czujesz mój ból
wiem, czego pragniesz
popatrz, znowu gram
śpiewam cierpienie
nie ostatni. nie raz
choć podnieść się czas
i iść… R.I.P.

najgorsi z najgorszych
            here we come
            choć tak bardzo
            nienawidzi nas ten świat

            bo ile pieniędzy potrzeba
            aby dostać się stąd do nieba
            dam ci tyle pieniędzy ile trzeba

            byś dostał się stąd do nieba