środa, 2 stycznia 2019

Serce

Oddam serce. W opłakanym stanie. Pęknięte na pół. A każda połowa jeszcze raz rozpołowiona. Porysowane. Podrapane. Nie raz szarpane. Zapomniane. Porzucone w przydrożnym śmietniku. Kilkoma słowami z esemesa. 

Oddam serce. Do wyjęcia od ręki. Skalpel już od dłuższego czasu pod ręką. Przyjdź, wytnij i weź. Dołożę instrukcję obsługi. Gratis. Bo serce wcale nie jest skomplikowane. Jest proste, dobroduszne, oddane. Może dlatego tak łatwo je wyrzucić. Nie będzie krzyczało, ani paliło opon. Nie pójdzie do radia i telewizji. Pęknie. Umrze. Zamilknie. 

Oddam serce. Bo nie mam już siły. Nie mam siły łatać, cerować, obszywać. Nie mam siły pocieszać, tulić i kołysać. Nie mam siły brać proszków i płakać. 

Oddam serce. Zakochane w muzyce. Roztańczone. Zasłuchane. Rozanielone. Bywało. Zanim pękło po raz ostatni. Choć muzyką karmione przez tego, który nim rzucił. Choć muzyką pojone przez tego, który je skopał leżące bezbronnie u jego stóp. Choć muzyką sycone przez tego, który zostawił je na pastwę śmietnikowych mew. 

Oddam serce. Bo już nie chcę więcej. Nie chcę czuć. Nie chcę mieć nadziei. Nie chcę wierzyć. Nie chcę przeżywać. Nie chcę się spalać. Nie chcę upadać. Nie chcę umierać i z martwych powstawać. Nie chcę wspominać. Nie chcę planować. Nie chcę słyszeć. Nie chcę dotykać. 

Oddam serce. W opłakanym stanie. Ale jeszcze żywe. Jeszcze bijące. Tuk-tuk. Tuk-tuk.Tuk-tuk. Może ci się przyda. Może coś dzięki niemu zobaczysz. Może doświadczysz. Może dasz mu to, czego ja mu dać nie mogłam. Bierz… inaczej zeżrą je te mewy żarłoczne. Rozszarpią na strzępy kruki i wrony. A przecież nie wolno umierać za życia. Weź więc. Nie krępuj się. To dobre jest serce. Naiwne może trochę. Zbyt ufne z pewnością. Lecz dobre. Zobaczysz. Weź…

Nie bój się. Nic mi się nie stanie. Rozcinaj z pewnością. Wyobraź sobie, że jesteś najlepszym chirurgiem na świecie. Tnij. Wycinaj. Wyjmuj. Zaszywaj. Nie powiem ani słowa. Nie wydam ani dźwięku. Nie pisnę ani westchnienia. Będę je żegnać wzrokiem. By za chwilę wzrok ów odwrócić. Łza nie popłynie. Wszystkie łzy on wypił. Wysuszył. Do cna. I dna. Łza nie popłynie. Krwi także nie uświadczysz. Gdzie krew jest, tam życie. Brak życia - nie ma krwi. Więc tnij, Spokojnie. Pewną ręką. Jak trzeba. 


Nie bój się słuchać tamtych piosenek. Nie bój się patrzeć w oczy. Nie bój się rozmów do białego rana. Nie bój się smaku kokosa. Nie bój się dotknięcia jego dłoni. Nie bój się wiadomości na whatsappie. Nie bój się słów. Nie bój się gestów. Nie bój się wyznań. Nie bój się snucia przyszłości. Bojąc się, odcinasz. A przecież dopiero co wzięłaś. Serce połamane, lecz żywe. Bijące. Tuk-tuk. Tuk-tuk. Tuk-tuk. Daj mu skrzydła. Niech frunie za słońce i dalej. I przyniesie to, czego tu ciągle tak bardzo brakuje. 

To miłość. 






1 komentarz:

  1. DZIZUS...DRUGA W NOCY ..PRZECZYTAŁAM I TERAZ PŁACZE I NIE MOGE PISAĆ BO ŁZY ZALEWAJĄ OCZY I LITEREK NIE WIDAĆ.TYLKO SŁOWA W INTERNECIE A BÓL PRAWDZIWY NIMI WYWOŁUJESZ.TWOJE SŁOWA DOCIERAJĄ BARDZO GŁEBOKO .....

    OdpowiedzUsuń