niedziela, 27 marca 2016

Sen, czyli mała śmierć

Luty 2016.

Mam kupiony bilet na marcowe przedstawienie "Pupa". Balet inspirowany "Ferdydurke" Gombrowicza. 

Na FB Pawła Koncewoja widzę zaproszenie na przedstawienie "REM", do którego przygotowuje choreografię. Tylko trzy występy w marcu. Sprawdzam dostępność biletów. Niewiele... Czytam post Pawła. Patrzę na stronę, na której mogę kupić bilety. Czytam post Pawła. Dopytuję, czy na pewno tylko trzy. Na pewno. Patrzę na post. Kupuję bilet. Piszę u Pawła, że to skrajne burżujstwo być w Teatrze Wielkim dwa razy w jednym miesiącu. Mój post lajkuje także Piotr Hull - główny inicjator całego zamieszania, jego serce, dusza i mózg. Idąc jego śladem, wchodzę głębiej - czytam, oglądam. Jestem zafascynowana ideą przedsięwzięcia. Dlaczego wcześniej o tym nie wiedziałam? Czekam.

"Pupa" rozwala mnie na tyle, że jedyne co mogę powiedzieć i napisać to milion "aaaaaa" i że "kto nie był ten trąba". 

Nie mogę doczekać się "REMu". Czy będzie tak samo? Nie będzie. To przedstawienie o zupełnie innym charakterze. Ale emocjonalne rozłożenie na łopatki przez sztukę zawsze mile widziane. 

W końcu jest. Wielki Piątek. Przypomina mi się koncert Houka w Fugazi. Wielki Piątek ponad 20 lat temu. Misterium. Odganiam tę myśl. Jeśli zbuduję tak wielkie oczekiwania, z pewnością się rozczaruję. Ale coś się sączy... chcę, żeby było pięknie i poruszająco. Po to według mnie jest SZTUKA. W każdym wymiarze. 

"REM" to wydarzenie interdyscyplinarne. Marcin Bosak jako główny śniący. Paweł Koncewoj jako jego tańczące alterego. Przepiękne baleriny Polskiego Baletu Narodowego na pointach. Światło. Wideo. Muzyka. Marta Fiedler brzemienna w znaczenie. I Pani Zofia Rudnicka... której występ zamykający ten sen do dziś powoduje pojawianie się łez w moich oczach. 

Na przedstawieniu inna niż zazwyczaj widownia. Nie wszyscy są chyba stałymi bywalcami Teatru Wielkiego. Z jednej strony to dobrze - może się przekonają i będą częściej. Z drugiej strony szeleszczące papierki od cukierków i spoglądanie na telefony komórkowe gdy ciemność i światło grają role równorzędne z aktorem i tancerzami... no nie... Ale odpuszczam. Nie nakręcam się. Cała uwaga skierowana jest na scenę. Mam blisko. Siedzę w trzecim rzędzie. Czuję zapachy. Widzę najdrobniejsze drgnienia na twarzach.

Słowo. Wypowiadane doskonale. Wyreżyserowane bardzo dobrze. Ale samo w sobie nie w punkt. Cały czas gdzieś obok. Jak początkująca wokalistka, która nie może złapać tonacji. Już, już ją ma i po ułamku sekundy znowu się ześlizguje. Dwa razy tylko poszło bez fałszu: fragment-trailer z programu:

"Najpierw jest cisza. Trochę za długa pauza. Potem zawsze jest jakiś wybuch. Wybuch twardych, krótkich, rwanych zdań - na przykład. Topografia śmierci:

Dlaczego?

Dlaczego właśnie teraz?
Nie.

To niemożliwe.

Na zawsze...

i jeszcze:

Już nigdy więcej.

i:

Chciałbym cię teraz dotknąć palcem."

I sam koniec. Słów. Wypowiedzianych w kontrze do treści z błyskiem w oku.

I tyle.

Pozostałe elementy. Bez zastrzeżeń w zasadzie. Dopełnienie. Uzupełnienie. Yin i Yang. Jedność.

Światło. Magia. Zaczarowanie. Nie tło. Nie podkreślenie. Równoprawny członek trupy. Sypkie. Ostre. Mgliste. Balsamiczne. Rozedrgane. Nigdy za dużo. Nigdy za mało. Idealnie w punkt.

Muzyka. Z pogranicza jawy i snu. Delikatna, łagodna. Momentami bardzo nie z tego świata. Przenikająca przestrzeń i opływająca ciała tańczące na scenie. Wchodząca w nie i wydobywająca zupełnie nowe obrazy. Muskająca zakamarki duszy i pozostawiająca smugę cienia na sercu.

Wideo. Widziałam w nim swoje sny. Kiedy to co niemożliwe robi się oczywiste, a to co oczywiste ociera się o absurd. Ludzkie białko przepełnione jest pożądaniem. Ale to tylko białko. Natura radzi sobie z nim bardzo szybko. Choć wydaje mu się, że może więcej i lepiej i bardziej. Obrazy się wybrzuszają, a Salvador Dali z Luisem Bunuelem chichoczą gdzieś pod sufitem grając w rozbieranego berka.

Kostiumy. Przemyślne. Zmyślne. Przemyślane. Wymyślone jak we śnie i w towarzystwie Szalonego Kapelusznika. Kokony zamieniające się w spódnice. Podkreślenie absolutnie perfekcyjnych ciał balerin. Grungowe paczki zawieszone na koronkowych body w stylu new romantic z fetyszową zasłoną głowy i połowy twarzy. Czerwone usta. Niby proste. Niby oczywiste. A tak bardzo z okolic rapid eye movements. Ulotne i poruszające głęboko i na długo.

Choreografia. Pawła znam tylko z kreacji, które tworzy jako pierwszy solista na deskach Teatru Wielkiego. I odrobinę z FB, gdzie widać po prostu fajnego człowieka. Pani Zofia Rudnicka to legenda. Odebrali mi mowę tą choreografią. Zaczarowali. Uwiedli. Wyjęli serce, obrócili trzy razy i włożyli z powrotem. Pokazali to, co wiele razy chciałam zobaczyć. I chociaż miałam wrażenie, że ten układ nie wszedł jeszcze w każdą komórkę ciał tańczących na scenie, jakby zabrakło prób, czy czasu, to nie bolało... Poszczególne ruchy i pozy tworzyły oniryczną opowieść o sobie samym, poznawanym przez pryzmat zmysłów, doświadczeń, doznań i podejrzeń. Tego co swoje i tego co obce. Tego co wewnątrz i tego co na zewnątrz. Ocierania się o bramy, przejścia i wyjścia. O światy i przestrzenie odległe, ale bliskie. Na wyciągnięcie ręki sięgającej gdzie wzrok nie sięga. Bo kiedy indziej, jak nie we śnie, który jest małą śmiercią.

Najbardziej poruszające dla mnie fragmenty:

prezentacja wszystkich zmysłów i czasów; pokaz ich możliwości na pointach niczym wyszukany i ekstrawagancki pokaz mody; M. realny i M. ze snu niczym władcy przyglądający się swojemu haremowi; i stukot point, stukot point, poza za pozą, spojrzenie za spojrzeniem, doświadczenie za doświadczeniem;

wszystkie czasy zamknięte w jednym; ubrana na czarno balerina zdejmuje pointy; układa je obok; improwizacja; przeszłość, teraźniejszość i przyszłość; umierający czarny łabędź; ledwo chwytający powietrze; zwrot; czas zostaje zdjęty i odrzucony na bok; spod koronkowego kostiumu wybitnej tancerki wychyla dojrzała, doświadczona twarz, odsłonięta zostaje pomarszczona skóra; więcej i więcej; odchodzi w mrok; to koniec.




REM
23-25 MARCA 2016
TEATR WIELKI - OPERA NARODOWA

reżyseria i produkcja: PIOTR HULL
tekst i dramaturgia: ANKA HERBUT
muzyka komponowana: MARTA RADWAN
wokal: MARTA CARILLON
choreografia: PAWEŁ KONCEWOJ, ZOFIA RUDNICKA
wideo: MARTA IWAŃSKA
kostiumy: MARTA FIEDLER, AGATA STRZAŁKOWSKA
charakteryzacja: MAJA ADAMIAK
stylizacja włosów: SALON WILCZA 18 / BARBERIAN ACADEMY & BARBER SHOP
światła: MACIEJ IGIELSKI

w spektaklu wykorzystano utworzy Maxa Richtera: "A Blessing" i "Dona Nobis Pacem 2" oraz utwór Maxa Richtera, Elfy Run Kristinsdottir i Chui-Yee Trey Lee "Embers Alt Vision".

obsada:
MARCIN BOSAK - M
PAWEŁ KONCEWOJ - ALTER EGO M
ANNA LORENC - SMAK
ANNA CZESZEJKO - DOTYK
ANETA WIRA - SŁUCH
ELIZA TRAUTSOLT - WALASZCZYK - WĘCH
PAULINA JURKOWSKA - WZROK

POLINA RUSETSKAYA - PRZESZŁOŚĆ
YUKA EBIHARA - TERAŹNIEJSZOŚĆ
KAROLINA KIERMUT - PRZYSZŁOŚĆ

MARTA FIEDLER - POCZĄTEK
ZOFIA RUDNICKA - KONIEC












Zdjęcia pochodzą ze ston FB Pawła Koncewoja i Piotra Hulla. 


1 komentarz:

  1. WOW ...ten tekst wyrwał mnie objęć snu.Poruszył zaciekawił uruchomił wyobrażnie i wyczulił zmysły.Nie byłam ,nie widziałam ,nie doświadczylam....a czuję sie tak jakbym właśnie wróciła z teatru!

    OdpowiedzUsuń