poniedziałek, 4 września 2017

Bajka

Opowiedz mi bajkę. Bajkę o troskliwości. Błysk w oku. Bajkę o szacunku. Przymknięta powieka. Zaczaruj mnie sobą. Jak wtedy, gdy otworzyłeś drzwi i przepuściłeś przodem, a ja się śmiałam, że lwom na pożarcie. I jeszcze mnie zaczaruj jak wtedy, gdy zdejmując mi bluzkę patrzyłeś w oczy. Patrzyłeś jakby od tego zależał cały świat. Albo wszechświat. I bardziej. I mocniej. I kiedy klęczałeś zdejmując mi spodnie. Nabożnie. Powoli. Z pietyzmem. I gdy podniosłeś się i znowu patrzyłeś. Jakby moje oczy były końcem i początkiem. Treścią i nicością. Formą i pustką. Dźwiękiem jednej klaszczącej dłoni. Wielką tajemnicą wiary. Czego szukałeś w moich oczach, gdy niosłeś mnie do łóżka pod baldachimem? Odpowiedzi? Oświecenia? Wyświęcenia? Rozgrzeszenia? 


Opowiedz mi bajkę. Bajkę o łagodności. Gdy dotykałeś moich ud. Centymetr po centymetrze. A twój język zanurzał się we mnie. Głębiej. I głębiej. Przyprawiając moje ciało o kolejne, godne uwagi sejsmografu, dreszcze. Wstrząśnienia. Erupcje. Wybuchy. Zatrzymania i przyspieszenia oddechu. A moje dłonie trzymały twoją głowę nie mogąc nadziwić się jej kształtnością pod milimetrową szczeciną świeżo obciętych włosów. 


Opowiedz mi bajkę. Bajkę o cieple. Kiedy spojrzałeś i podniosłeś się delikatnie. Z pamięcią mojej wygody. Komfortu. Przyjemności. I znowu te oczy. Przenikliwie. Długo za długo. Jakbyś nie widział. A jednak zobaczył. By w końcu zapytać. Z niedowierzaniem własnemu głosowi. Choć obydwoje wiedzieliśmy, że tak to się stanie. Wiedzieliśmy to eony temu. Ale niedowierzanie. Bo przecież jak to tak. Ależ oczywiście, że tak. Bo poczuć twoje ciepło na moim cieple. I musnąć tych do granic możliwości napiętych mięśni. Wypracowanych w pocie każdego skrawka na siłowniach, ringach i w maratonach. Opowiadających historię antycznego boga, dla którego Olimp to bardzo za mało. To dopiero początek. Przed triumfalną drogą Aleksandra Macedońskiego. 


Opowiedz mi bajkę. Bajkę o spełnieniu. Gdy twoje oczy i moje oczy ogarnęły wreszcie całą przestrzeń i spotkały się niczym dwa krasnale w kosmosie. Kim jesteś? Zwykłym chłopakiem. Zwykłym, samotnym chłopakiem. Mam swoje zasady, wiesz... Mam też swoje gorsze chwile. Ale jestem. Ale jesteś. Bo widzisz. Mnie w zasadzie nie ma. Nigdy więcej się nie spotkamy. Dlatego taka zachłanność. Choć niewiara w realne doświadczenie. A przecież jesteś. Coraz głębiej. Dogłębniej. Szerzej. Mocniej. Czuję cię w końcu. Zatrzymaj się. Nie ruszaj. Po prostu bądź. I patrz. Jak i ja patrzę. Żeby nigdy nie zapomnieć. Choć zapomnimy po pięciu minutach. Ale teraz jest wieczność. Nieskończona. Bezgraniczna. Odchłań. Więc trwaj. Trwajmy. Bądźmy. Dla siebie. Ze sobą. W sobie zjednoczeni. 

Opowiedz mi bajkę. O drodze do łazienki. O wypiekach na policzkach. O ostatnim pocałunku. I o drodze nocą do domu. W rytm słów o małych tęsknotach, serca łomotach, znaczących tyle, co nic...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz