sobota, 21 października 2017

Sadyba

- Potrzebuję kogoś, komu nie jestem potrzebna - powiedziała. 

Skarby za tamtą ścianą przyciągały wszelkiej maści poszukiwaczy. Ale nie było możliwości przebicia się przez nią. Trzeba było trwać na posterunku automatycznie podjętych odpowiedzialności. Dwa spojrzenia. 

- Potrzebuję umrzeć - powiedziała - Nic więcej mnie nie interesuje. Tylko i wyłącznie śmierć. Zagrać w szachy i przegrać pełną gębą. Włożyć głowę pod topór. Sztachnąć się gilotyną. Zawisnąć na sznurku konopnym. Porysować nadgarstki hinduską brzytwą. Potrzebuję umrzeć. 

Powiedziała.

Czy mógł zrobić coś innego? Czy mógł zapobiec wypadkowi wydarzeń, biorąc pod uwagę jego przeszłość, przyszłość i teraźniejszość? Czy mógł sprawić, żeby zmieniła zdanie? Nikt nie może. Raz doświadczona pustka zostawia krwawy ślad w samym środku serca. I nie ma takiego kitu na świecie, który mógłby ów ślad zakleić. Ani nie ma takiej farby, która mogłaby tę rysę zamalować. 

- Mów mi te kłamstwa. Mówi mi jaka jestem piękna. Mów jaka mądra. Mów jaka inteligentna. Mów, że nigdy takiej nie spotkałeś. I że nie ma takiej drugiej. I obiecaj, że zabierzesz do Chelsea Hotel. - powiedziała.
- Pojedziemy do Urugwaju - odpowiedział. - Tam jest dobrze. Tam jest tak jak trzeba. Miło, przyjemnie i mogę zarobić dla ciebie ten pierwszy milion dolarów.
- Nie chcę miliona dolarów. Chcę umrzeć. Chcę już nic nie czuć. Chcę się przestać bać, że odejdziesz. Chcę się przestać bać, że kiedy nie ma cię koło mnie, jesteś z inną. Chcę nie myśleć. Chcę nie być. 
- Jestem z tobą. Moja panno piękna i panno moje szczęście. Jestem i będę. Zawsze. Bo zawsze można mówić. Nigdy nie mówić zaś nigdy. Moja żono. 
- Mów mi kłamstwa… mów, aż się nimi uduszę. Nie przestawaj dopóki będę oddychać. Każdy ma swoją odpowiedzialność. Moją jest odejście zanim zacznę płakać. Nie udźwignę ani jednej łzy, rozumiesz? Czy ja mówię wyraźnie? Nie udźwignę ani jednej łzy. 

Na koniec nigdy nie jest za późno, choć czasem może być za wcześnie. Tak jak za wcześnie kończy się butelka. Albo za wcześnie przychodzi świt. Tańczyła więc na łóżku. Piła czerwone jak krew wino prosto z butelki. Tańczyła, żeby zapomnieć. On patrzył, żeby pamiętać. 

Koniec nie przychodzi nagle. Sączy się niczym czad, niezauważalnie, przezroczyście, zamaszyście choć podstępnie. 

- Nie jesteś mi potrzebna. Jesteś inna. Nie pasujesz do mojego świata. Masz w sobie szaleństwo, którego mój świat nie widzi. Choć ja mogę je dostrzec. Więc pielęgnuję. Bo noszę w sobie tożsame. Nie jesteś mi potrzebna. Jesteś brzydka niespotykanym pięknem. Ale nigdy tym klasycznym. Rozłóż nogi szerzej. I nie patrz na mnie. Powiedziałem: nie patrz na mnie gdy wchodzę w ciebie. Odwróć głowę i zakryj oczy. I poczuj tę potęgę płonącego pożądaniem mężczyzny. Nie patrz! Nie odwracaj głowy w moją stronę. Mówiłaś, że najważniejsze jest doświadczenie. Doświadczaj więc. Głębiej!
- Wolniej!
- Zamknij się! Głębiej i szybciej! To ty potrzebujesz umrzeć. Umrzesz więc w rozkoszy, która będzie największą torturą jaką wymyślił ten świat.
- Wolniej!
- Zamknij się! I daj mi choć jeden powód, dla którego mam przestać.
- Bo jak mnie zabijesz, to nikt o tobie nie usłyszy. Zamkną cię w więzieniu i tyle. A ja mogę pisać o tobie. I każdy będzie znał twoje imię. 

Zatrzymał się.

„Nie chcę umrzeć” - pomyślała - „Dlaczego nagle nie chcę umierać?” - nie rozumiała - „Chcę umrzeć, ale boję się. Chcę nie czuć, ale boję się. Ciągle się boję. Boję się żyć i boje się umrzeć. Łatwo mówić o śmierci, trudno jej doświadczyć. Jakby każda komórka krzyczała NIE, nie chcę ginąć, jestem tutaj, zostań mnie tutaj, chcę być tutaj, mam prawo być tutaj, jestem dzieckiem wszechświata!” 

Patrzył na nią długo. Nie odważyła się odwrócić głowy. Jej ciało drżało. Po policzku spływała jedna, ciężka łza. Wyśledził tętnicę na jej szyi. Zapalił papierosa. Zaciągnął się i wgryzł wypijając potężny łyk wypełnionej czerwonym winem krwi. 

Nic nie powiedziała. Odwróciła jednak głowę. Patrzyła w jego oczy. Krew zalała łóżko, ścianę i kawałek sufitu. 

- Będę tu z tobą przez całą noc - wyszeptał - Będę cię całować, głaskać po brzuchu i udach. Będę patrzył, jak oddychasz coraz wolniej i płycej. Ofiarowuję ci nieśmiertelność w najbardziej śmiertelnej formie. Bierz i czerp z niej co tylko chcesz. Jesteś wolna… największa miłości mojego życia. W tym tygodniu. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz