niedziela, 1 października 2017

Zimowa herbata

Wrzątek. Herbata w torebce. Sok malinowy. Miód. Imbir. Goździki. Kardamon. Cynamon. Limonka. Cytryna.

Fioletowy płonień to mit. Jest tylko praca. Nie ma klątw. Są zbiegi okoliczności. Niewytłumaczalne więc okrzyknięte magią. A jest energia. I przeciwenergia. Wchodzenie w walkę równa się unicestwieniu. Dlatego trzy kroki obok. Nigdy w centrum.

Doskonała sylwetka. Lekki krok. Perfekcyjna twarz. Idealnie zarysowane oczy, nos i usta. Kolor jedyny akceptowalny. Czerń. Bo fioletowy płomień to mit. Czary nie istnieją. Może być niecodzienny splot przypadków. Odpowiednie miejsce i czas. Trąbka Cheta Bakera. Głos Sade. Głęboki smak zimnego burgunda, któremu nie towarzyszy żadne mięso, bo mięso to nie my.

Myśli krążą niczym sępy nad nie do końca padniętą padliną. Myśli niczego nie tworzą. Oprócz kłopotów. Tu i teraz. Jedyna recepta na dobre życie. Choć myśli krążą i krążyć będą. Takie ich myślowe prawo. Najważniejsze to pamiętać, co ważne. I działać. Problem pojawia się w momencie, gdy nic nie jest ważne, albo ważne jest wszystko. Wtedy trzeba podejmować decyzje. A każda decyzja brzemienna jest w konsekwencje. Jednak nie jest odważny ten, kto myśli o konsekwencjach.

Więc może Miles Davis. Albo jeszcze dalej... John Zorn. W ostatecznej ostateczności Lauri Anderson. Jestem panną nikt. I wcale mi z tym dobrze. Nie, nie zrozumiesz tego. Nie, nie chcę tłumaczyć. Przecież nie zrozumiesz. Panna nikt jest nikt. Nikt nie myśli o niej poważnie. Nikt jej nie pamięta. Nikt nie umie powiedzieć jak wygląda i co ostatnio powiedziała. Nikt to nikt i koniec pieśni.

Ale gdy wspominasz ten obrazek, te oczy i słowa, to czujesz czy nie czujesz? Jesteś czy wydaje ci się jedynie, że bywasz? Twój umysł odtwarza, czy tworzy? I z czym ci bardziej do twarzy? Kolejny sms. Brak możliwości interpretacji. Nie widać spojrzenia. Nie widać myśli. Nie widać gestów, ani skojarzeń. Wspomnienie. Spotkania. I poprzedniego życia. Gdy nikt nie myślał o konsekwencjach. Gdy nie było lęku. Gdy myśl oznaczała działanie. Człowiek był piękny i młody. I brał wszystko, co tylko chciał. Cierpiał. I był szczęśliwy. Nie zastanawiał się dlaczego lata tak wysoko. Nie analizował dlaczego boli go tak bardzo. Po upadku wstawał i szedł dalej, jakby nigdy nic. Wszystko było naturalne. Normalne. Zwyczajne. Życie. Takie życie. Wzruszenie ramionami i robimy swoje. Bo po co zatrzymywać się przy czymś, czego i tak zmienić nie można.

Od A do Ż. Ironia losu. Chichot ponurego żniwiarza. Od A do Ż. W jakim celu? Żeby pamiętać? Żeby się torturować? Wywracać bebechy do góry flakami i układać w nowym porządku? Czy żeby nie zapomnieć kim naprawdę jesteś? Bo przecież świat tak bardzo tnie i wyrównuje, nawet w patologii tworzy normę. Nie umie inaczej. Więc od A do Ż. Tam i wtedy. Tu i teraz. Bez znaczenia w kontekście planów. Z giga ciężarem bolącego serca. Choć nie ma magii. Więc to pewnie tylko nerwobóle.

Tak. Jesteś piękny. Tak. Jesteś intrygujący. Tak, chcę słuchać twoich opowieści. Chcę zadać milion pytań. Co mnie powstrzymuje? Lęk przez interpretacją? Strach przed odrzuceniem? Co za różnica... nie pierwszy, nie ostatni. Tęsknota za bliskością. Wątek, który przeplata wszystko inne. Tęsknota za bliskością, bo człowiek to istota stadna. Dlaczego więc twoja dziewczyna nie zapewnia ci tej mitycznej bliskości? Pamiętaj, nie ma czarów. Bierzesz, albo jest ci zabrane. Więc pytam. Raz po raz. A ty mówisz. I czas płynie. Nieubłaganie. Dzwoni budzik. Koniec. Bo nie ma czarów. Jest wolność. Którą sami sobie odbieramy. Na własne życzenie ułomnego poczucia bezpieczeństwa.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz